Szelągowska gorzko o stanie polskich domostw
Popularna projektantka wnętrz, Dorota Szelągowska, podczas konferencji promującej jej nowy program „Pogromcy chaosu” podzieliła się swoimi gorzkimi spostrzeżeniami na temat stanu polskich domostw. Zapytana o największy grzech polskich rodzin, bez zawahania wskazała „bylejakizm” i „tumiwisizm”.
To „bylejakizm” i „tumiwisizm”, czyli to, że my się poddajemy bardzo szybko. Albo tłumaczymy sobie, że zawsze coś było, to dlaczego to zmieniać. Czyli wprowadzamy się gdzieś, zauważamy problem, ale w pewnym momencie on przestaje przeszkadzać. Nie kombinujemy, nawet nie próbujemy nic zmieniać. Nie sprzątamy w szafce, bo mówimy sobie „a po co, skoro jak już zacznę, to zaraz trzeba będzie robić generalne porządki” – powiedziała.
Szelągowska podkreśliła, że Polacy często szukają wymówek, tłumacząc brak zmian brakiem pieniędzy, przestrzeni czy czasu. Jej zdaniem to jednak nieprawda. „To jest smutne, bo szukamy wymówek. Zrzucamy wszystko na to, że nie mamy kasy, że nie mamy przestrzeni, nie mamy miejsca. Za przeproszeniem: g***o prawda. To nie jest tak. Zaczyna się od siebie i zaczyna się od małych rzeczy, od małego kroku. Naprawdę da się” - dodała.
Polacy mają skłonność do gromadzenia przedmiotów
Projektantka wnętrz sprecyzowała, że nie ma na myśli „syfu” , a „chaos i bałagan”. „Syf to jest już następstwo totalnego bałaganu. Syf to już jest, jak się lepi. Syf to jest już naprawdę takie grube słowo” – mówiła. Zwróciła przy tym uwagę na polską skłonność do gromadzenia przedmiotów. Według niej to efekt trudnych doświadczeń historycznych - wojny i PRL-u, kiedy dostęp do wielu produktów był ograniczony.
Większość z nas ma chaos i ma bałagan, który wynika z tego, że to jest pokłosie wojny i to jest pokłosie PRL-u. Czasów, w których nam wszystko zabrano. Niczego nie było i zaczęliśmy oszczędzać.
Projektantka przywołała nawet przykład swojej ciotecznej babki, która po wojnie zawsze nosiła przy sobie chleb z cukrem, bo „może się przydać”. „I wiem, że to jest bardzo dosadne porównanie, ale to jest trochę jak z tym, że moja cioteczna babka, która przeżyła na wojnie straszne rzeczy, do końca swojego życia nosiła chleb z cukrem w torebce. My tak gromadzimy rzeczy w domach. Bo mogą się jeszcze przydać. Mamy pełne piwnice, pełne pawlacze. Tylko tam nigdy nikt nie zagląda, tam jest tylko warstwa kurzu. Tak nie powinno być” – podsumowała.