Zagrała w wielkim hicie Netflixa. Po latach wyznaje prawdę o swojej roli w „365 dni”

Po światowym sukcesie „365 dni” stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorek. Dziś Anna „Ama” Maria Sieklucka otwarcie mówi o blaskach i cieniach tej drogi, o przemianie, jaką przeszła, o presji związanej z wyglądem i o tym, dlaczego nie chce być już tylko „piękną dziewczyną z ekranu”. W szczerej rozmowie z Kają Gołuchowską w podcaście RMF FM „Szczerze ci powiem” opowiada o feminizmie, sile kobiecej wspólnoty, własnych granicach i nowym etapie życia.
Anna-Maria Sieklucka (C), Michele Morrone (P) i Simone Susinna (L) przed premierą filmu „365 dni: Ten dzień”, fot. Albert Zawada/PAP

Ja zawsze byłam oceniana przez pryzmat aparycji. Mówiono o mnie, że ta dziewczyna jest piękna, ale nic nie potrafi.

– mówi Ama, aktorka, która światową rozpoznawalność zdobyła dzięki roli Laury w filmie „365 dni. Dziś, z dystansem, opowiada o swojej przemianie i o tym, jak odnalazła własny głos.

Sukces, który zmienia wszystko

Gdy w wieku 26 lat wygrała casting do głównej roli w „365 dniach”, nie spodziewała się, że film stanie się międzynarodowym hitem. – Nikt nie mógłby się spodziewać, że to będzie aż tak ogromny sukces. Dziś potrafię o tym mówić, że to jest niebywały sukces i uważam to za coś, z czego warto się cieszyć, bo wcześniej nie umiałam przez różne czynniki zewnętrzne, ale też i moje wewnętrzne – przyznaje.

Walka ze stereotypami

Ama otwarcie mówi o tym, jak trudno było jej wyjść z szuflady „pięknej dziewczyny”. – Zawsze byłam oceniana przez pryzmat aparycji. Mówiono się o mnie, że ta dziewczyna jest piękna, ale nic nie potrafi – wspomina. – To przeszkadza, nie pomaga. I jeszcze wracając... czułam często, że skoro ja posiadam, to tu też mogą myśleć, że nie do końca w głowie jest wysoki iloraz inteligencji.

Podkreśla, że podobne stereotypy dotyczą także mężczyzn: – Chciałabym obronić mężczyzn, bo uważam, że też jest paru polskich, jak i światowych aktorów, którzy właśnie ze względu na swoją aparycję zostali wypchnięci do szuflady.

Feminizm i kobieca wspólnota

Po premierze „365 dni” AMA doświadczyła fali hejtu, głównie ze strony kobiet.

Zaczęłam dociekać, jak to możliwe, dlaczego to się wydarzyło aż na taką skalę. Kiedy poszłam na terapię, zrozumiałam, skąd mogło to płynąć. Dziś jestem bardzo mocno w stronę kobiet, żeby pokazywać, że wsparcie oznacza to, że nam nie ubędzie, że my na tym nie stracimy, tylko wręcz poszerzymy nasze zasoby, nasze potencjały, nasze możliwości.

Nie ukrywa, że jej podejście do feminizmu ewoluowało: – Nie jestem feministką, dlatego że uważam, że przede wszystkim w Polsce nie ma prawdziwego feminizmu.

Nowe projekty i własna droga

Dziś AMA skupia się na własnych projektach – zarówno teatralnych, jak i muzycznych. –  Nie czekam na telefon. Ja nie czekam na to, aż ktoś do mnie zadzwoni. Tylko sama wychodzę ze swoimi potencjałami i talentami wobec świata – mówi. Zapowiada premierę nowego filmu, w którym wciela się w zupełnie inną postać niż Laura, oraz projekt muzyczny skierowany do kobiet.

Kontakt z publicznością

Aktorka aktywnie prowadzi swoje media społecznościowe, gdzie dzieli się przemyśleniami i inspiruje kobiety do pracy nad sobą. – Często dostawałam takie komentarze: ‘widać, że spadają ci followersi’. A ja mówię: ja się cieszę i oby spadło ich jeszcze wielu. Ze względu na to, że oni przyszli ze względu na 365. A dzisiaj mówiąc tym otwartym głosem i mam nadzieję, przekazując wartościowe rzeczy na tym moim Instagramie, docieram do kobiet - podsumowuje Ama w rozmowie z RMF FM. 

Czytaj dalej: