Wysokie sfery i młode miłości – życie i związki Kazimierza Tarwida
Kazimierz Tarwid był intelektualistą i biologiem. Jako porucznik „Antoni” walczył w Powstaniu Warszawskim, a później robił karierę w SGGW i Polskiej Akademii Nauk. Wtedy też w jego otoczeniu pojawiła się 20 lat młodsza Teresa Bieskierska – studentka i laborantka, która była zafascynowana naukowcem. Nie ma pewności, czy na pewno była przyczyną rozstania Tarwida z jego żoną i matką ich dziecka, jednak małżeństwo w końcu zostało zakończone, a mężczyzna poślubił 22-letnią kobietę. Para wydawała się wieść idealne życie – oboje ze świata naukowego, obracali się wśród wyższych sfer, a u ich boku były dwie córeczki. Kazimierz miał jednak spore problemy z połączeniem pracy i rodziny – bywały takie dni, kiedy na akademii spędzał 16 godzin – a Teresa nie była w stanie przekonać go do częstszego bywania w domu. Małżonka miała też doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że na uczelni było wiele kobiet, które spędzały z nim długie godziny w laboratorium.
Tak żył Kazimierz z Teresą, aż do feralnej nocy 1995 roku.
Cyjanek, śmierć Teresy i zmieniane wyroki
21 stycznia dom Tarwidów odwiedzili profesor Eugeniusz Grabda i profesor Kazimierz Adamczewski. Jednym z punktów imprezy było prezentowanie przez żonę sposobu na zabezpieczenie cyjanku potasu. Z uwagi na gości naukowiec tym razem został z żoną, wyszedł jednak zaraz po profesorach, którzy podziękowali za kolację ok. 21:00. Jako argument podał matkę, która miała potrzebować jego pomocy. Teresa została sama w domu. Razem z trucizną, której jej mąż używał do tworzenia „zatruwaczek” na owady.
Około godz. 22 wyszedłem z mieszkania do swojej matki. Zaznaczam, że kiedy wychodziłem, zostawiłem żonie na stole w pokoju proszek od bólu głowy wyjęty z mojej kieszeni, o który ona prosiła, i filiżankę z wodą. (…) Kiedy opuszczałem mieszkanie, Teresa leżała na tapczanie czytając książkę − cytował zeznania Kazimierza Tarwida Jarosław Molenda w książce „Profesor i cyjanek”.
Kiedy Kazimierz wrócił do domu dzieci już spały, a jego partnerka leżała tam, gdzie wcześniej. Obok niej znajdowały się słoiczek z cyjankiem i leki przeciwbólowe. Teresa nie reagowała na słowa męża, ten w końcu nachylił się nad nią i zbadał puls. Nic nie wyczuł.
Cyjanek potasu, fot. Shutterstock
- O godz. 23. wróciłem do mieszkania i otworzyłem drzwi swoimi kluczami. Po wejściu do środka, skierowałem się w ubraniu do pokoju, gdyż zaniepokoiłem się wyglądem mojej żony. Po dojściu dotknąłem ręką twarzy mówiąc coś do żony, jej twarz była wilgotna i zimna, szukałem pulsu i nie znalazłem. Natychmiast w ubiorze wybiegłem na klatkę schodową i obudziłem sąsiadkę ob. Mardzińską prosząc, aby zaalarmowała pogotowie, co uczyniła. Wróciłem sam do mieszkania, usiłowałem coś robić koło żony Teresy (co robiłem, nie potrafię odpowiedzieć) wydaje mi się, że nacierałem skronie – padało dalej w zeznaniach.
Lekarz, który przybył na miejsce, zdziwił się na widok cyjanku, więc zadzwonił po Milicję Obywatelską. Funkcjonariusze rozpoczęli badanie sprawy, pytali profesora, czy jego partnerka mogła popełnić samobójstwo. Ten zaprzeczał i twierdził, że nie miała żadnego powodu. Nie zgodził się również z tym, jakoby sam w jakiś sposób wpłynął na jej śmierć. Według jego domysłów żona miała pomylić leki przeciwbólowe z trucizną.
26 sierpnia 1955 roku, ze względu na brak dowodów, umorzono sprawę. Później skazano go jednak na 15 lat więzienia, po czym wyrok zmieniono na dożywocie. Finalnie Kazimierz Tarwid został uniewinniony.
Kazimierz Tarwid, fot. Biblioteka Muzeum i Instytutu Zoologii PAN
Czy Kazimierz Tarwid był zdrowy psychicznie?
W książce Grzegorza Łysia „Przystanek Tworki. Historia pewnego szpitala”, pojawia się wątek Kazimierza Tarwida, któremu opinię psychiatryczną wystawiano w tytułowym szpitalu.
W Kazimierzu Tarwidzie zło widziała połowa Warszawy – pisze Łyś.
Postępowanie sądowe, które trwało cztery lata, wzbudzało spore emocje. Nie bez znaczenia był też fakt, że podejrzany o morderstwo pochodził z wyższych sfer. Choć najbardziej zaskakujące w tym wszystkim były zmiany decyzji sądu, to lekarze, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce zdarzenia, dziwili się z innego powodu – obecny tam Tarwid „w żaden sposób nie zareagował na śmierć żony”.
Nie uronił ani jednej łzy, nie okazywał żadnych emocji. Wstrząsającą wiadomość przyjął z zupełną obojętnością. Potwierdziła to sąsiadka – relacjonuje autor.
W trakcie postępowania mężczyzna poddany został kilkutygodniowej obserwacji w Tworkach, na bazie której biegli mogli skonstruować opinię. Wedle niej był on „chłodny i wyrachowany, metodyczny, pozbawiony dynamizmu uczuciowego”. Stwierdzono też, że obserwowany wykazuje przejawy „osobnika psychopatycznego, który jednak ma świadomość tego, co robi”.
Był to najsłynniejszy w powojennej Polsce proces poszlakowy – podsumowuje sprawę Tarwida Grzegorz Łyś.
Źródła:
- twojahistoria.pl
- fakt.pl
- „Przystanek Tworki. Historia pewnego szpitala”, Grzegorz Łyś, Wydawnictwo W.A.B.